Czy autentyczność to jest mówienie wszystkiego, co nam przyjdzie do głowy? Czy autentycznie to znaczy bez filtra, bez hamulców? Bodziec i reakcja?
A może właśnie to znaczy z namysłem. Z zatrzymaniem się. Z wyjściem poza nawykowe reagowanie.
Może autentycznie znaczy tak, jak chcę i wybieram. Może to taka wersja, na jaką mogą się zgodzić różne moje części. A nie tylko ta jedna, co najszybciej wyskakuje do przodu.
Może autentyczność oznacza pokazywanie siebie. Naprawdę siebie. Nie opowiadanie o tym, jakie historie mamy na temat innych ludzi.
Czy spontanicznie to zawsze bardziej autentycznie? A z planem bardziej udawane?
Myślę, że nasza kultura bardzo utrudnia nam działanie w zgodzie ze sobą i swoimi wartościami jeśli sprzedaje nam takie historie.
Taka autentyczność bodziec/reakcja to autentyczność małego dziecka, które działa pod wpływem tego, co dyktuje mu ciało. Rzucą się na podłogę. Gryzie.
Mamy trudne zadanie jak nie stłamsić tego kontaktu ze sobą, tej zdolności wyrażania siebie. A jednocześnie uwzględnić różne nasze potrzeby. Także potrzebę przynależności i współpracy.
Chciałbym patrzeć na siebie, może też na innych z ciekawością, a nie z definicją.
Może być różnie, mogę się zachować jak dwu czy trzylatek na zasadzie bodziec - reakcja, (jak to opisałaś) ze względu na dzień, bodziec, stan, przeciążenie... można wstawić odpowiednie. Mogę się mimo tych czynników tak nie zachować i się wyregulować. Natomiast niezależnie od tego, co się wydarzy mogę to zreflektować. Co tam się wydarzyło, jak się czułam, z czym mi było trudno, dlaczego akurat tam odegrałam trzylatka, a tutaj jednak okno tolerancji było większe. Mogę się tym zaciekawić. Jeżeli wchodzą w to osoby trzecie mogę pogadać o tym, co się zadziało. Mogę podjąć decyzję, że przeproszę, kiedy moja reakcja mogła być dla kogoś trudna mogę jej nie podjąć. Mogę ochłonąć i po jakimś czasie pogadać, kiedy będzie mi łatwiej lub będę mieć więcej zasobów. Być ze sobą w takim szczerym kontakcie, równocześnie też z innymi. Mam taką myśl, że mogę być uważna na siebie, ale też na innych, mogę się uzewętrznić, zasygnalizować, co tam u mnie w określonej sytuacji, ale też zaciekawić się jak tam się ma druga, czy trzecia i czwarta strona.
Nie uważam też, że autentyczność musi być zawsze prawdą - jeżeli ktoś potrzebuje coś poudawać, wie dlaczego i po co to robi i zaspakaja to jego potrzeby, a jest w sytuacji, w której wie, że to jest zasadne i nie krzywdzi przy tym innych ludzi, potrafi to w kontakcie ze sobą zreflektować i o tym też porozmawiać to też jest ok.
Mam ogólnie trudno z pojęciami - szufladami. Może też dlatego, że się często u mnie zmienia. I chociaż uwielbiam tą spontaniczność dzieci i jest mi bliska, jestem też mega fanką spokoju ducha, równowagi i uważności. Myślę, że ta uważność na to, co w nas, bez zapominania o tym, że nie żyjemy w próżni jest mi bliska. Mam też taką myśl, że sam rozwój, taki do którego dążę, jest też po to, bym mogła wybierać i mieć więcej opcji tego wyboru. Czyli spontaniczność tak, ale właśnie z tym oknem na wybór tego, jak chciałbym zareagować. I zauważam u siebie, że jak tak się dzieje to wtedy to świętuję, cieszę się w środku. Jak się nie udaje to jakoś mi z tym trudniej.
Dzięki za to. Ostatnio dużo rozkminiam temat autentyczności. I tego, że autentyczność jakoś z automatu skleja mi się z otwartością na drugiego człowieka. A przecież to zupełnie nie musi iść w parze. I czasem wyrazem mojej najgłębszej autentyczności jest zamknięcie, wycofanie, ostrożność.
Uznanie tego daje mi ulgę i poczucie jakiegoś wewnętrznego zintegrowania.