Kiedy pracuję z ludźmi często słyszę od nich, że powodem., dla którego w ich życiu nie zachodzą zmiany jest brak motywacji i silnej woli. Że widocznie nie starają się wystarczająco. Niby wiedzą, że zależy im na zmianie ale kultura, w której żyją bardzo mocno próbuje nas przekonać, że jeśli komuś zależy to wszystko jest w jego zasięgu.
W ciągu ostatniego roku dość mocno zmienił się mój sposób jedzenia. Zaczęłam więcej posiłków przygotowywać w domu, z prostych produktów. Jem coraz mniej mięsa i produktów odzwierzęcych. Wiele moich posiłków to jedzenie wegańskie lub prawie wegańskie.
To nie jest zmiana, która zaszła jednorazowo. Nadal jestem w tej zmianie i nie skończy się ona w najbliższym czasie.
Chcę o tym napisać, bo zmiana diety jest jedną z tych zmian, o której marzy wiele osób, z którymi pracuję. Jest to też taka zmiana, w której bardzo trudno jest ludziom wytrwać.
Czy zależało mi na zmianie? Uczciwie powiem, że jakoś nie bardzo. Teraz zależy mi na niej dużo bardziej, bo czuję się z nią coraz bardziej komfortowo.
Czy mam silną wolę? Na pewno nie. Nie jestem też wytrwała, systematyczna i zdyscyplinowana. To nie znaczy, że nie ma takich ludzi tylko to po prostu na pewno nie jestem ja.
Czy byłam i jestem zmotywowana? Zdecydowanie. Tylko moja motywacja jest zbudowana z wielu małych elementów, które niekoniecznie będą oczywiste.
Co mnie motywuje?
Towarzystwo.
Spędzam dużo czasu i dużo posiłków jem teraz z osobą, która je mało mięsa i nabiału. Razem łatwiej nam wymyślać, co zrobić do jedzenia. Mi jest przyjemniej wkładać wysiłek w gotowanie, kiedy wiem, że to, co robię służy też ludziom, których lubię.
Przyjemność.
Jedzenie, które robimy i wymyślamy nie jest mniej smaczne od tego, które jadłam wcześniej. Moim zdaniem jest nawet lepsze. Dodatkowo mam przyjemność związaną z wymyślaniem, robieniem, jedzeniem, dzieleniem się pomysłami.
Łatwość.
Zdecydowanie moim celem jest szukanie jedzenia, które robi się szybko, łatwo i nieskomplikowanie. Powtarzam rzeczy, które mi wychodzą. Nie robię ciągle całkiem nowych tylko modyfikuję te, które już znam. Przez to nie muszę śledzić przepisów i mogę wykorzystać to, co znajdę w domu.
Kasa.
I satysfakcja, że potrafimy zrobić jedzenie, które znamy z jedzenia na mieście. Czasem nawet w wersji fajniejszej niż to, co znamy.
Wolność.
Zdecydowanie do niczego się nie zmuszam. Zmiana jest związana z moim własnym wyborem. Robię to dla siebie. Dla ludzi, na których mi zależy. Mogę w każdej chwili zjeść coś czego teraz już raczej jem coraz mniej. Nie dowalam sobie jak mam ciężki tydzień i jem “po staremu”.
Co mi pomaga w tej zmianie?
To, że umiem w zmiany. Wiem jak szukać na nie sposobu. Znam siebie i wiem, co może mi ułatwić zmianę a co może utrudnić. Potrafię zauważyć, kiedy zmiana jest wyzwaniem i zaciekawić się tym dlaczego.
Kiedy jakaś zmiana jest dla mnie trudna nie myślę o tym, że mi nie zależy i że muszę się bardziej postarać. Szukam lepszego rozumienia tej zmiany i siebie w tej zmianie. A przede wszystkim szukam ludzi, od których mogę się czegoś o takim rodzaju zmiany nauczyć. Albo którzy mają taką zmianę za sobą. Albo przynajmniej będą mi w niej kibicować.
Jedzenie to dla mnie super ważny temat. Balansuję w tym temacie na cienkiej linii pomiędzy przyjemnością a ulgą. Chcę widzieć jedzenie jako wyposażanie pięknej świątyni, jaką jest moje ciało. Chciałabym więcej gadać o jedzeniu, otwarcie i bez żenady